sobota, 19 kwietnia 2014

Maya/Bou - Wspomnienie.

Ostatnie, co czuł, to ból. Ból i upokorzenie, którego nigdy wcześniej nie doznał. Pamięta to. Pamięta tamten dzień. Wtedy to Kanon go pocałował. Na środku ulicy. Przy obcych ludziach. Wypuścił wtedy loda z ręki, intensywnie się rumieniąc.
Bou zamyka oczy, po jego policzkach płyną łzy, wargi lekko mu drżą. TO rozwaliło psychikę.
Kanon, widząc to, uśmiechnął się tylko, uświadamiając sobie po raz kolejny, jaki ma przy sobie skarb. Lalkę z saskiej porcelany. Nadzwyczaj kruchą, nadzwyczaj delikatną. Zostawił go w tamtym dniu, w tamtej chwili samemu sobie. Udał się tylko do sklepu. Tylko po to, by sprawić radość swojej księżniczce lodami i lizakami.
-To było okropne, gdy się zjawił. Był większy, silniejszy… Nie mogłem nic zrobić…
Wspomina Bou, trzęsąc się.
Skrzywienie seksualne, płacz jak u dziecka. Gitarzysta nie zamierzał brać go na litość, nie chciał błagać, by ten go puścił, to i tak nic by nie dało.
„-Po prostu zamilcz i rób co mówię, kurwo…”
Usłyszał zaraz po przebudzeniu. Przywiązany do jakiegoś słupa. W ciemnym zaułku o szarych, poobdrapywanych murach i smrodem. Odorem zgnilizny. Bolał go brzuch, głowa. Nie pamięta nic po czasie, gdy dostał czymś ciężkim w czaszkę…
„-Rób co mówię to i tobie będzie przyjemniej, zdziro… Rozumiemy się?!”
Nie odpowiedział. Czuł, że nie mógł mówić. Ale poczuł, jak ktoś wkłada mu kutasa do ust. Mało się nie udusił.
„-A tylko ugryź, to wypierdolę cię tak, że twój kochanek twoich zwłok nie pozna…”
Śmiech. Śmiech maniaka. Porusza gwałtownie biodrami, Saitou czuje, że zaraz zwymiotuje. Ale jego gardło zostaje wolne, łapczywie wciąga powietrze. Mężczyzna wytrysnął mu na twarz z ohydnym uśmiechem. Zdejmuje kaptur. Bou jest jeszcze zamroczony. nie widzi jego twarzy, nie rozpoznaje. Ale czuje, jak coś chłodnego niszczy jego ubranie, przecina skórę.Zaczyna odczuwać ból. Szkło, którego wcześniej nie czuł, boląco wbija mu się w kolana. Starszy od gitarzysty chłopak klęka.W miejscu, gdzie jest gładka powierzchnia. Rozchyla mu brutalnie nogi i pchnięciem wbija swojego członka w jego odbyt. Gwałtownie, raniąc mu tym ścianki. Ścieka krew. Gwałcony zaczyna wrzeszczeć. Nieludzko, jednak zostaje zatkany garścią piachu i kamieni. Potok łez. Jęki tamtego, coraz szybsze i szybsze… I koniec. Mężczyzna wstaje i zapina rozporek.
„-Na pewno jeszcze kiedyś to powtórzymy, suko…”
Mówi. Na koniec kopnął go w plecy. I odszedł. Tak po prostu.
Chłopak leżał tak, przykuty do znaku. Szorował ciałem po szkle.
Po całej nocy poszukiwań znajduje go jego chłopak. Patrzy z niedowierzaniem. Jego księżniczka leży w kałuży krwi, skulona. Z twarzą wymazaną spermą. Ledwo żywy.
-A wiesz, co było najgorsze?
Pyta mnie jeszcze tym niewinnym głosikiem. Nie wiem, patrzy na mnie czarnymi oczyma.
-Późniejsza świadomość, że to był Maya…
Udaje mu się powiedzieć. Chciał jeszcze coś dodać, ale przyszła pielęgniarka i poprosiła, bym dał mu spokój. Wyszedłem. Kanon został. Obwinia się nad tym, co zaszło, ale czasu nie da się cofnąć…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz