Jun wrócił zmęczony. Od razu położył się na łóżko, wtulił w kołdrę i zasnął.
Śni mu się że..
Obudził się. Pierwsze co zobaczył, to swojego ukochanego, najważniejszą osobę w życiu, gitarzystę LM.C – Aijiego. Nie przejął się tym, że wyglądał inaczej. Że miał na sobie obcisłe, poszarpane z przodu, czarne spodnie, glany, czerwoną, zwisającą bluzkę i skórzaną, czarną kurtkę z ćwiekami na kołnierzu. Nie przejął się tym, że na szyi miał obrożę z długimi, srebrnymi kolcami, a na jednym z oczu opaskę. Przecież był przystojny, jak zawsze. Uśmiechnął się do niego, jak zwykle rano. Aiji spojrzał na niego jak na śmiecia kątem niezasłoniętego oka. Prychnął coś, co miało jakieś znaczenie tylko dla niego samego. Pchnął nogą biurko, przy którym siedział. Mebel posunął się, a gitarzysta wstał z miejsca. Nie spojrzał na tęczowego, nie podszedł do niego jak powinien. Sięgnął do kieszeni. Jun nadal się tym zachowaniem nie przejmował. Wyciągnął ręce do tyłu, opierając je o poduszkę. Na nich oparł się całym swoim ciałem. Nic nie przeczuwając, zaczął jak zwykle. Tym swoim aksamitnym i wesołym głosem.
-Aiji-chan.. Co robisz?
Nie dostał odpowiedzi. Mężczyzna wyjął z kieszeni papierosy swojej ulubionej marki i wetknął jednego pomiędzy lekko rozchylone, blade usta. Jedna dłoń, w czarnej rękawiczce bez palców, podniosła się do góry, przeczesując irokeza. Z drugiej kieszeni wyciągnął zapalniczkę i odpalił jeden z brzegów peta. Zaciągnął się, jednocześnie ruszając do przodu. Do niewinnego, różowowłosego chłopaka. Nachylił się nad nim, jedną dłoń opierając na jego kolanie i dmuchnął mu dymem tytoniowym prosto w twarz, na co ten zaczął kaszleć. Nigdy nie lubił, jak Mizui palił. Kawałek potem starszy się odsunął i popatrzył na chłopaka z pogardą warcząc:
-Irytujący szczeniak..
Jun nie wiedział o co chodzi. Przecież wczoraj jeszcze wszystko było dobrze.. Przeniósł zaskoczone spojrzenie na gitarzystę.
-Nie mów tak..
Szepnął, przygryzając delikatnie dolną wargę, chodź nadal uparcie wpatrywał się w swoją miłość. Shinji złapał mocno jego podbródek.
-Znów będziesz ryczał?
Przybliżył swoją twarz do jego. Ponownie się zaciągnął, ale w tym czasie młodszy zerwał jego dłoń z swojej brody i potarł delikatnie obolałe miejsce. Był przecież tak delikatny..
-Aiji-chan.. Dlaczego się tak zachowujesz..?
Znów nie odpowiedział. Wyciągnął fajurę z ust i wpił się w wargi młodszego tylko po to, by wdmuchnąć w jego gardło opary tytoniowe, na co ten zaczął się tym krztusić. Złapał go za ramiona i całą swą siłą odepchnął go od siebie.
-Przestań..
Szepnął, wstając z łóżka i ze spuszczoną głową udał się spokojnie w stronę drzwi. Odwrócił się jeszcze na chwilę w jego stronę.
-Zawołaj mnie jak już się uspokoisz..
Aiji się wnerwił. W ciszy złapał chłopaka za różową bluzkę i pociągnął szarpnięciem do siebie. Wyciągnął dłoń z petem do jego karku, gdzie zgasił go o delikatną skórę. Jun syknął, jednak.. Aiji chwilę potem popchnął go brutalnie na ścianę, nawet nie przejmując się tym, że Jun dodatkowo rąbnął bokiem o kant przesuniętego wcześniej biurka. Różowowłosy skrzywił się na twarzy i złapał się za kolejne promieniujące bólem miejsca. Shinji stanął w drzwiach.
-Nie powinieneś się tak odzywać do starszych od siebie, szczeniaku..
-Ejj.. Aiji-chan.. Co ty sobie wyobrażasz?! Jestem twoim chłopakiem, a nie jakąś zabawką, z którą możesz wszystko!
Młodszemu zaszkliły się oczy.
-Chłopakiem? Śmieszne. A nie może kurwą, która pieprzy się z każdym, kto ją dotknie?
Uśmiechnął się wrednie, a przepełnione wściekłością i chorą satysfakcją słowa tak jakby od niechcenia padły. One dotknęły. Dotknęły i zabolały wokalistę Spiv States. Poczuł jak po policzkach zaczęły spływać mu łzy.
-To jest nieprawda!
Krzyknął, podbiegając do niego, po czym centralnie zajebał mu z liścia w twarz. Wybiegł z pokoju na korytarz, gdzie zsunął się po ścianie i skulił. Zaczął łkać. Wybiegając jeszcze usłyszał przesiąknięty ironią głos..
-Czyli nie jesteś takim frajerem jak mi się wydawało..
Mimo czerwonego i prawdopodobnie piekącego policzka on zaczął się śmiać jak psychopata. Wyszedł na korytarz i wolnym krokiem, stukając podeszwami głośno, przeszedł obok chłopaka, nawet nie zwracając na niego uwagi. Za to on ledwie wyłkał:
-Skoro ty zamierzasz tak nas traktować, to zapomnij o nas!
Aiji olał to i wszedł do pokoju „przyjaciela”. Maya właśnie siedział tam na kanapie i trzymał na kolanach Bou, obejmując go w pasie. Gitarzysta spojrzał na nich z obojętnością, po czym podszedł. Wyciągnął dłoń i zacisnął czarne pazury na ramieniu wokalisty.
-Jun płacze. Jakbyś mógł to idź go pociesz.
Palnął normalnym tonem. Zupełnie takim, jakby to nie on przed chwilą zrobił coś chłopakowi. Maya syknął, czując te ostre paznokcie. Spojrzał na Shinjego.
-Nie drap i co ja jestem? To jest twoje a nie moje.. Sam go pocieszaj.. To chyba twój obowiązek, nie? Przecież jest twoim chłopakiem.
Gdy tylko Bou usłyszał, że coś jest nie tak z Junem.. Prawda, nie mieli dobrych stosunków, ale mimo wszystko mieszkali ze sobą, nie? Blondynek zsunął się z kolan Mayi i pobiegł na korytarz, do drugiego wokalisty.
-Chłopak?
Starszy pokręcił głową z dziwnym błyskiem w oku o barwie głębokiego brązu.
-Ja bym tego tak nie nazwał..
Wokalista skrzywił się na twarzy przez zachowanie przyjaciela. Tak, jeszcze przyjaciela.
-Ćpałeś.. I.. Uderzyłeś go?
-Ja? No coś ty.. Sam się pieprznął, irytujący dzieciak.
Warknął gitarzysta nieprzyjemnym i chłodnym tonem, zaciskając dłoń bardziej na ramieniu chłopaka, wciskając w nie boląco paznokcie. Młodszy syknął i zwalił jego rękę, po czym spojrzał na bolące ramię, a potem gitarzystę.
-Zostaw.. Irytujący to jesteś ty, kurwa.. Traktujesz osobę, która by oddała za ciebie życie jak śmiecia!
Znów kazanie. A co go to obchodziło? Aiji przewrócił tym jednym, niezasłoniętym okiem, uśmiechając się perfidnie, Zwinął z szafki jakiś nożyk i przekręcał sobie nim w dłoniach.
-Wszędzie bachory.. Jestem pedofilem.
Spojrzał w sufit, a uśmiech poszerzył mu się jak u kota z Chestire. Maya wstał i poprawił koszulkę. Burknął pod nosem:
-Pojebało cię do końca.. Wiesz co? Najlepiej będzie jak sobie stąd pójdziesz..
Pewnym ruchem dłoni wskazał na drzwi. Tego jednak wokalista nie spodziewał się. Mizui nagle stanął za nim i złapał go za włosy. Szarpnął nim do tyłu tak, że wyższy prawie opierał głowę na jego ramieniu.
-Oh, dzieciak będzie mi rozkazywał?
Przesiąknięty wyższością głos. Ciemnowłosy przyjebał centralnie jego policzkiem w ścianę, na co tamten syknął głośno. Gitarzysta puścił go i spojrzał z niesmakiem na czarną rękawiczkę, w której zostało parę różowych włosów. Gdy szedł w stronę okna, różowowłosy „dzieciak” spojrzał za nim.
-I ty, kurwa, śmiałeś się nazwać przyjacielem?! Jesteś nic niewartym śmieciem!
Po tych słowach poderwał się z podłogi i podbiegł do starszego „kolegi”. Złapał za jego włosy i przywalił jego twarzą w szybę, jednocześnie roztrzaskując ją. A Aiji.. Nie przejął się tym. Zupełnie. Zaśmiał się tylko, znów psychicznie.
-Ah, jacy wy jesteście nudni.. Tak bardzo nudni i naiwni..
Wygiął dziwnie i nienaturalnie dłoń do tyłu tylko po to, by wbić trzymany nadal nóż w dłoń nieświadomego chłopaka. Przesunął nim trochę w dół i słysząc wrzask bólu, wyciągnął go. To przecież nie na Mayi mu zależało. Różowowłosy spojrzał przerażony na przebitą i mocno krwawiącą dłoń, czerwona ciecz skapywała na podłogę. Wrócił wzrokiem do chłopaka, który przyglądał się ostrzu, lekko uchylił usta nie mogąc uwierzyć, że.. Że jego dawny przyjaciel był zdolny do czegoś takiego! Zacisnął mocno jedną powiekę. Dłoń tak bardzo bolała..
-Jesteś n-nieobliczalny i psychiczny!
Nadal patrzył na starszego. Jak tamten przykłada zakrwawiony nóż do warg, by zaraz przejechać po nim językiem, nadal z tym irytującym uśmiechem. W oku pojawiło mu się kilka iskierek szaleństwa. Nachylił się i oparł dłonie o kolana, jego wyraz twarzy był zmartwiony. Ale to była tylko maska.
-Oh, coś ci się stało?
Znów ten drwiący głos. Maya przez chwilę stał jak osłupiały, z oka wypłynęła mu jedna łza. Starł ją szybko i pędem puścił się ku drzwi, które zaraz zamknął na klucz, zostawiając tam Aijiego. Ten język oblizujący krew.. Ten obrazek odbijał mu się cały czas w oczach. Pobiegł do tamtej dwójki, znów trzymając się za dłoń, która bolała coraz bardziej. Przez którą tracił coraz więcej krwi.. Aiji się wkurwił. Podlazł do drzwi i walił w nie z hukiem podeszwą glanów.
Bou odwrócił się przestraszony, sądząc, że to gitarzysta. Ale westchnął, kiedy okazało się że to Masahito. Kazuhiro jednak szybko zbladł uśmieszek, kiedy zobaczył jego dłoń.. Natychmiast się poderwał i pobiegł do chłopaka.
-Maya.. C-Co ci..?
-Ciii.. T-Tylko nie płacz..
Wysyczał cicho, bo przez ból nie mógł normalnie mówić. Spojrzał na Juna, obadał wzrokiem jego rany. Przypalone miejsce w okolicy karku a potem na wielkiego, sinego siniaka na brzuchu, wokół którego było mocno zaczerwienione. Wyglądało jak krew..
-On jest niepoczytalny.. Zbieramy się stąd, bo jeszcze tobie coś zrobi..
Yamazaki spojrzał znacząco na brzuszek swojego narzeczonego. Tam przecież rozwijał się płód.. Z zamyśleń wyrwały go coraz mocniejsze kopy w zamknięte drzwi. Blondynek spojrzał w tamtą stronę, po czym kucnął jeszcze nad Junem, szybko smarując mu siniaka. Gdy skończył, odsunął się, a ten wstał na chwiejnych nogach i spojrzał w stronę drzwi, zagryzając wargi.
-Ale za-abandażuj tą rękę..
Poprosił cichutko Saitou, chodź drżał. Przecież każdą cząsteczką ciała można było czuć tamtego psychola w domu. Kopane drzwi skrzypnęły.
-Kurwa..
Yamazaki złapał Bou krwawiącą ręką, a Juna tą zdrową.
-Później.. Nie mamy na to czasu..
Pociągnął ich w stronę wyjścia, jednak ono znajdowało się dalej, trzeba było przejść koło pokoju, w którym siedział Mizui. Jun już nic nie powiedział. Po tym wszystkim.. Aiji już go nie obchodził. Ale za kawałek rozległ się pisk. To Bou. Pierwszy zauważył na przewracające się drzwi, które wypadły z nawiasów. Stamtąd wybiegł Shinji. Z wprost syderczym uśmiechem i spojrzał na Juna obłąkanym wzrokiem.
-MOJA kurwa tutaj ZO-STA-JE!
Złapał chłopaka mocnym uściskiem sprawnych palców za szyję i przycisnął go do ściany. Prawie go dusił. Jun zaczął się krztusić, nie mogąc złapać powietrza. Zrobił się lekko blady.
-Aiji-chan.. Puść!
Pisnął, ale zamilkł, gdy ten przystawił mu nóż do szyi i ani drgnął.
-Nawet się nie zbliżaj..
Warknął gitarzysta. Wokalista za to zrobił krok do przodu. Miał przeczucie.. Przeczucie, że przecież.. Aiji nic mu nie zrobi.. Nie skrzywdzi Okamoto.. Chodź skutki były inne. Z krokiem Masahito, Mizui przejechał nim na razie lekko po krtani Juna. Młodszy zapiszczał, bo to piekło. Po jego policzkach na nowo zaczęły skapywać łzy. Maya się zatrzymał.
-I-Iie.. Aiji-chan.. Błagam.. P-Puść..
Piszczał, krztusząc się łzami.
-Puść go! Teraz już serio przesadzasz! Przestań w końcu! Po co to robisz?! Jeszcze wczoraj byłeś normalny! Co się z tobą dzieje?!
Jednak Aiji olał słowa wokalisty i spojrzał na Juna. Nachylił się nad nim i wysyczał mu do ucha:
-Wiesz co, szczeniaku? Masz rację.. Przecież ja cię nigdy nie kochałem..
Śmiech. Psychiczny, potworny, znienawidzony przez wszystkie trzy, jeszcze czujące serca. Gitarzysta spojrzał na pozostałą dwójkę przez ramię. Bou zaczął krzyczeć i płakać, gdy to się stało, przytulił się do pleców swojego narzeczonego. Drżał. Bo.. Aiji po prostu rozszarpał szyję chłopaka nożem. Widząc przy tym krew spływającą po ścianach, jego dłoniach i ostrzu noża.. Śmiał się. Śmiał się opętańczo. A Jun.. Gdy konał, miał otwarte oczy. Osunął się na kolana, opierając tyłem głowy o ścianę, przez co jeszcze bardziej ją ubrudził. Nieruchome ciało bezwładnie opadło na podłogę. Masahito znieruchomiał. Nie mógł w to uwierzyć, tak nie mogło być.. Po policzkach spłynęło mu więcej słonych łez. Teraz już nawet ich nie zatrzymywał. Ostatnie, co słyszał Jun to ten przeraźliwy śmiech i głos Mayi, który wysyczał przez mocno zaciśnięte zęby:
-Ty cholerny.. Sukinsynie..
W tym momencie Jun obudził się z krzykiem i płaczem. Cały drżał, był spocony a włosy kleiły mu się do czoła.. Spojrzał na leżącego obok Aijiego. Przecież to był tylko sen.. Tylko pierdolony sen.. Gdy usypiał ponownie, jeszcze sennym wzrokiem spojrzał na twarz pochylającą się nad nim i czule całującą w napuchnięte powieki. I wargi. Usnął uspokojony. To jest jego Shinji.. Nie ten ze snu.. Zasnął ponownie, czując ciepło drugiego ciała. Czując się bezpiecznie