sobota, 19 kwietnia 2014

Belphegor/Undertaker - A jednak wszystko jest możliwe.

-A więc twierdzisz, że jesteś shinigami i nic ci nie mogę zrobić? Zobaczymy, shihihi…
Uśmiechnął się kpiąco były książę. Belphegor, chłopak mający na twarzy zazwyczaj psychiczny uśmiech, oczy zakryte grzywką, a na blond czuprynie diadem. Undertaker poruszył się niespokojnie, kręcąc głową, przecież nie mógł go zabić jakiś nożownik, no ludzie… Bel się wściekł. No kurde, przecież on zabrał mu Frana! Jego żabkę! Jeszcze zobaczy… Chichocząc pod nosem podszedł do przykutego grabarze.
-No, no, no…
Szarowłosy nic nie mówił, gdy tyn odsłaniał mu grzywkę, gdy zdejmował z niego szarfę… Gdy przyszła kolej na szatę, shinigami próbował go kopnąć.
-Nie wysilaj się, shihihi…
Mruknął niby przymilnie ten, znów starając się zdjąć mu szatę, lecz gdy ten mocno wierzgnął, dostał z otwartej dłoni. Na bladym policzku wykwitł ślad, a nóż zostawił głęboką, krwawiącą pręgę. Książę uśmiechnął się szerzej niż dotychczas i po prostu rozciął mu płaszcz skalpelem, znalezionym u Undertakera, przecinając przy okazji trochę torsu i sutek. Wrażliwsza część zaczęła mocno krwawić. Grabarz zaciągnął powietrze i wgryzł się w kulkę od „kagańca”, który krępował mu krzyki. Blondyn przyssał się do tego krwawiącego sutka, poruszając językiem na rozcięciu, potem mocno przygryzając. Oderwał się, jeszcze lekko skubiąc i przybliżył do twarzy, całując go. Knebel nie przeszkadzał. Podzielił się z nim metalicznym smakiem jego krwi. Jeden ze swoich bardziej tępych noży wbił w jego pierś. Spazm bólu przeszedł przez ciało starszego. Zaczął rysować nim czaszkę, powodując kolejne takie spazmy. Undertaker nie mógł krzyczeć nawet wtedy, gdy obcęgami wyrywał mu paznokcie. Pomalowane na czarno, długie płatki upadały na ziemię. Całe pomieszczenie było splugawione krwią, a jaskrawo zielone oczy wyrażały cierpienie i przerażenie. Po raz pierwszy.
-Czy ty myślałeś, że gdy mówiłem o wymordowaniu służby, bo mi się znudzili, blefowałem? To bardzo źle myślałeś, shinini…
Wyjął z kieszeni fiolkę i wylał jej zawartość na świeże rany. Żrąca substancja zaczęła je pogłębiać, a grabarz wydał z siebie niemy krzyk. Chwilę potem bezczelnie zsunął, a raczej rozszarpał mu spodnie.
-Zostawię ci te kozaczki… Wyglądasz w nich tak zdzirowato, shihihi…
Zaśmiał się, zdejmując spodnie do pół-ud, kładąc na ramiona nogi starszego i wchodząc w niego lekko.
-Jako iż to ma być twa ostatnia chwila, pozwolę ci ujrzeć me oczy, shihihi…
I odsłonił szare tęczówki. Co w nich było? Jedynie szaleństwo pomieszane z grozą. Wszedł w grabarza mocno, jednym ruchem i od razu począł brutalnie i chaotycznie się poruszać, raniąc jego ścianki. I to pod najboleśniejszym kątem. Ciche dotąd pomieszczenie wypełnił dziki wrzask Undertakera. Wyszedł z niego, poczekał aż ściany się zakrzepną i to samo. Znów krzyk pełen cierpienia. Bel doszedł, nie wydając ani jęku. Zapiął spodnie i spojrzał grabarzowi prosto w oczy.
-A teraz mówimy pa pa, shihihi…
I wbił w niego jego własną kosę. Przeciągnął ją w dół i zostawił w ciele szarowłosego. No tak, przecież takich jak on można było zabić. Poprzez Kosę Śmierci… Bel, odchodząc, chichrał się. A shinigami powoli konał, mając w głowie psychiczny śmiech księcia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz