sobota, 19 kwietnia 2014

Matt/Mello - Radgevy Heaven.

MY TIGHTLY CLOSED EYELIDS COULON’T HOLD IT ANYMORE.

  Jeden z serii kolejnych, nudnych jak w cholerę dni. Chociaż ten powinien mieć w sobie coś wyjątkowego. A nie miał? Miał, oczywiście że tak. Bo w tym oto dniu pewien ognistowłosy chłopak wracał z zagranicy do domu. Do kryjówki. Do grupy gangsterskiej „Chocolade World”. Do Mello. Do tego swojego Mihael’a… Wszedł do środka normalnie, znał hasło na pamięć. No a na wszelki wypadek jeszcze kilka innych, zastępczych. Od razu udał się do pokoju blondyna. Przyspieszył kroku. Zauważył że drzwi do pokoju Czekoladowego Potwora są otwarte… Wszedł do środka z nadzieją, że zobaczy JEGO. Swojego kochanego, jedynego, niepowtarzalnego terrorystę…  Jednak się pomylił. Nie zastał w pokoju nikogo, za to papiery i puszki. Ogólnie panował tam chaos. Matt westchnął. Chyba wczoraj mieli niezłą imprezę… Bez niego. Poprawił nałożone na oczy gogle, po czym wsunął dłoń do kieszeni, wyciągając stamtąd papierosy i zapalniczkę. Wyjął jednego peta z paczki i wsadził go do ust, podpalając końcówkę. Resztę schował. Oparł się o ścianę, przyglądając burdelowi i wsadzając jedną rękę, ubraną w czarną, sięgającą do łokcia, skórzaną rękawiczkę w brązową, obszytą futrem kamizelkę.
~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.
  Wieczór… Dokładniej dwunasta w nocy. Północ. Matt spokojnie szedł uliczką w stronę opuszczonego, przez nikogo nie zajmowanego budynku, mieszczącego się w jakimś zaułku. Dla kogoś innego mogłoby być to straszne. Ale nie dla niego. Od dawna chował w sobie wszystkie uczucia. Kilka z nich wyszło dopiero przy blondynie. Nadal krocząc w tym swoim dziwnym, codziennym ubraniu, stanął przed barierką. Oczywiście wyciągnął papierosa i go zapalił. Po chwili stał już, ze skrzyżowanymi z tyłu nogami obuwionymi w czarne glano-podobne, sięgające do pół łydki, buty. Opierał się o barierkę i rozglądał dookoła. Właśnie tu miał zamiar go zobaczyć. Tak myślał. Taką miał nadzieję. Że ludzie, z którymi współpracował, powiedzieli mu prawdę. Gdzie tymczasowo znajdywał się Mello. Jego brązowe, niewidoczne zza gogli tęczówki, zaczęły wpatrywać się w księżyc. Jakieś dwadzieścia minut potem na cichym dotąd „balkonie” rozległo się szuranie… Nie, stukanie obcasami. Od kowbojek. Sądził że od kowbojek, nigdy nie rozróżniał, jak naprawdę nazywały się buty, które nosił czekoladowy. Odwrócił delikatnie głowę, nie zmieniając postawy. Jego oczy zapatrzyły się w zdumiewającą, piękną, delikatną a zarazem agresywną linię postaci, która była właścicielami tych butów i wyłaniała się z ciemności. Dopiero gdy rozpoznał w nim swojego terrorystę,  prawie nie wypuścił peta z ust. Ale dzielnie się odwrócił, stojąc bokiem do balustrady i opierając się o nią jedną ręką. Wpatrywał się w tę cudowną istotę jak w obrazek. Oh tak, jego Mello wydoroślał. Stał się pełno-etatowym mężczyzną. Tylko moment…
-Hey…
Odezwał się JEGO głos. Znów przeszedł go dreszcz. Podniecenia. Z wrażenia upuścił papierosa. Nie, to nie był jego potulny, grzeczniutki blondynek. Wyglądał groźnie. I seksownie, pociągająco. Niebieskie oczy wpatrywały się w czerwonowłosego z zimnym wyrazem. Uniósł kąciki ust do góry. Wyglądał nieziemsko. Jak jakaś cudowna zjawa… Blada skóra nadal świeciła w świetle księżyca, oczy jak szmaragdy podmalowane czarną kredką. Złote włosy w nieładzie, z pociągniętą w bok grzywką. Oczywiście, miał na nogach swoje kowbojki. Opinające nogi i pośladki skórzane spodnie, opinającą jego tors i odsłaniającą piękny brzuch kamizelkę, również ze skóry. A na niej wisiał różaniec. Srebrny, z czerwonymi kamyczkami. Posiadał jeszcze rękawiczki takie jak Matt i kurtkę w czerwone płomienie, jak żywe, z kapturem obszytym futerkiem, który leżał na jego tych jakże wspaniałych włosach. Bóstwo. W dodatku broń za paskiem z dużą, zdobioną klamrą jeszcze bardziej dodawał mu seksapilu.
-Jak zwykle masz taki bezduszny wyraz twarzy…
Mruknął, trchę już zirytowany wlepianiem w jego brązowych oczu Mail’a, który stał, nadal z głupią miną przyglądając się zjawisku. Tylko chwila… Sekunda, która trwała wieki. W końcu obydwoje nie wytrzymali i rzucili się sobie w ramiona, przymykając oczy, wtulajac się w ramię przyjaciela, brata, wąchając jego zapach, ściślej przylegając, mocniej oplatając ramionami. Trwając tak w bezruchu. Tylko co jakiś czas jedna, może dwie łzy skapywały w ramię bliskiej osoby.
  Nareszcie mieli się dla siebie. Blondyn już stał, oparty o ścianę, przygnieciony ciałem czerownowłosego, który obdarowywał jego szyję najbardziej czułymi pocałunkami, na jakie mógł się zdobyć, chodź całe jego ciało krzyczało, wyrywało się, chcąc w końcu z nim… Nadal mieli zamknięte oczy, a Mello co jakiś czas cicho pojękiwał, gdy zwinny język starszego o rok chłopaka pieścił mu mokrymi wargami szyję, znacząc malinki, kręcąc co jakiś czas skórą i ją podszczypując. Jeevans uniósł lekko swojego chłopaka do góry, przykładając kolano do jego krocza i zaciskając je na nim, co zaowocowało barwną gamą dźwięków. Bardzo pobudzających dźwięków wydających się z gardła czekoladocholika. Po raz kolejny przywarli do swoich warg, już mocniej i dłużej, walcząc o przewagę językami, splatając je i zaciskając, jeżdżąc po swoich policzkach, podniebieniach. Czerwonowłosy przy okazji pozbył się jego kurtki, która nawiasem mówiąc bardzo przeszkadzała. Ale nie tak jak penisy w spodniach chłopców, wpijających się w rozporki. Ale postanowili że jednak zrobią to trochę wolniej. Całując się bardzo namiętnie i gwałtownie, Czekoladowy Potwór rozsunął kamizelkę rudego, który po chwili sam się jej pozbył, kładąc ręce na pośladki blondyna. On położył je na jego biodrach.  Przeszli bardziej w kąt, gdzie Matt jeszcze bardziej dociskał domagającą się pieszczot męskość blondyna. Nie przerywali zabójczego pocałunku, który trwał już pięć minut.
-Matt…!
Ten jęk przerwał pocałunek. Złaknione swojej wilgoci usta łączyły się paskiem śliny. Stojąc nadal w tej pozycji, Mello przeniósł dłonie na ramiona ognistowłosego, zaś ten opierał je o ścianę.
-Mello, powinienem przestać ukrywać…
Mruknął Matt. Niebieskooki tylko zamknął oczy i uśmiechnął się kątem ust, zgarniając stamtąd przy okazji tą stróżkę śliny językiem. Mail odsunął głowę na małą odległość, czekając na odpowiedź blondyna, który bardzo kusząco rozchylił powieki i mruknął.
-No cóż… Wkrótce nie będą nam przeszkadzały…
-Chcesz dotknąć?
-…
-Wiem, że to nie jest niezauważalne…
-…
Mello otworzył lekko usta. Jeszcze w życiu nie widział Matt’a bez gogli. A to jego skryte marzenie miało sie wkrótce spełnić. Zdjął plastikowe paskudztwo z twarzy. Za tymi niby okularami ukrywały się piękne, brązowe, mające złowrogi wyraz oczy. Razem za goglami wylądowały rękawice, tak samo jego jak i jego kochanka. Pogładził Mihael’a po szyi, odgarniając włosy za ucho i delikatnie je drapiąc. Chłopak schylił trochę głowę, zamykając oczy i mruknął jak rasowy kotek. Czerwonowłosy przejechał paznokciem po linni jego ust, wywołując na twarzy drugiego delikatny uśmiech i kocie spojrzenie. Starszy opuścił kolano, głaskając go po policzku i biodrze, na co on odpowiadał mu pieszczotami ręką na karku.
-Nie dawaj mi… Nie współczuję wyglądom…
Mruknął cichuteńko blondyn, odchylając głowę, bo różowe, pragnące miłości usta rudego przylgnęły do jego szyi, znów obdarowując przyjemnością. Ale wkrótce role się odwróciły, w spokojnego wcześniej uke wstąpił diabełek. Wcześniejszy, lub nadal aktywny seme powtarzał jego… Powiedzmy imię.
-Mello…
-Czego?
-M… Mell… Mello…
-…
Zaraz górujący znów władał nad chłopakiem, przyciskając swój tyłek do ściany i rozkraczając nogi, a jego posadził na i tak dokuczliwym kroczu. Niedługo potem jedna ręka Jeevans’a odpięła klamrę i rozwiązuje nietypowe zapięcie dla spodni. Sznurki. Drugą natomiast ręką przytrzymuje go za szyję, delikatnie ją drapiąc. Słuchał pięknych odgłosów młodszego i lizał go po poparzeniach na karku. W końcu uporał się z dziwnym zamkiem i chciał go wyjąć, ale czyjaś ręka zaprotestowała.
-Ja nie…
-Nie mogę się doczekać, Mello…
Wysunął go spod materiału spodni. Blondyn nie nosił bielizny. Uchwycił go mocno w dłoń, na co przez twarz drugiego przebiegł lekki rumieniec.
-Czekaj…
Szepnął Mello, ale już za późno, ponieważ dłoń chłopaka już go pieściła, pocierając paznokciem kciuka o czubek, przejeżdżając paznokciami po całym trzonie, ruszając nią i przy okazji poruszając jądra. Keehl znów wydał z siebie serię mocno podniecających krzyków. Matt chwycił swojego chłopaka i go posadził, puszczając jego penisa, co przywitało się z mruknięciem niezadowolenia. Ale zaraz przerzucił nogę blondyna przez swoje ramię, mając tuż przed twarzą jego męskość. Wziął ją jeszcze w rękę, naprowadzając w usta czubek, po czym subtelnie i delikatnie zaczął wodzić po nim językiem. Mihael nadal krzyczał. Mail wziął jego penisa jeszcze bardziej do ust, wchłaniając prawie całego. Może i się krztusił, ale co z tego? Ważne żeby jemu było doskonale. Czekoladka zaczął wypinać biodra do przodu, odchylając głowę, zamykając oczy i jęcząc z otwartą buzią, z której jeszcze powoli skapywały stróżki śliny… Ściągnął z niego spodnie do końca, wypinając go i wchodząc w jego wnętrze językiem, na co Mello przeszedł dreszcz podniecenia.
  W mokrą, ciasną dziurkę blondyna, którym jest odbyt, wsunęły się długo oczekiwane palce. To znak że zaraz miało być coś więcej. Jednak to też było nieziemskie uczucie. Leżący plecami na podłodze Keehl wygiął się w łuk, gdy coś większego, o wiele większego przedzierało jego ciało na pół. I to jeszcze nie był narząd płciowy. Chłopak robił mu fisting. Wsadzał mu rękę po nadgarstek do tułowia, poruszając nią, żeby jeszcze bardziej rozciągnąć złocistowłosego.  Poruszał ręką tak szybko, a niespełniony wcześniej orgazm wylał się na zewnątrz.  Nagi już brązowooki przyssał się łapczywie do jego ust. Namiętny taniec języków… Mail wyciągnął dłoń, i kładąc się na nim i nie przerywając cudownej chwili, cudownego pocałunku, wszedł w niego, przez co został ukarany ugryzieniem w język. Mello bardzo dobrze uniemożliwiał wyjściu swoim łzom na powierzchnię.
-Mello… Kocham cię…
Wystękał Matt, wchodząc już trochę głębiej w blondyna. Chłopcy pomyśleli to samo: Nigdy cię nie zostawię. Śmierć mnie od ciebie nie odłączy.
-Mello… Ah… Mello… Ghh…
Powtarzał to z rumieńcem, przymrużonymi ślipkami i lekko otwartymi ustami. Jego wyraz twarzy wkrótce zmienił się w uśmiechnięty, grzywka zasłaniała mu oczy, które zamknął do końca.
-Matt…?
Niepewnie zaczął Mello. Widząc jak kochanek otwiera oczy, z których skapują łzy, instynktownie starł je dłonią, a dokładniej palcem wskazującym. Zdążył wykrzyczeć blondyn, nim ognistowłosy nabił się w niego całą długością członka. Z niebieskookiego wyrwało się głośne i donośne…
-AAAHH!!
Zabrał jego rękę od swoich oczu i zaczął zlizywać słone łzy, które zdążyły się przenieść na nadgarstek Mihael’a. Wreszcie biały płyn wylał się z jednego i popłynął po udach drugiego, równie zmęczonego chłopaka.
~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.
Ogarnęli wzrokiem pomieszczenie, w którym to robili. Wszędzie porozwalane ubrania i ogólny bałagan. Matt bawił się różańcem młodszego, oczywiście paląc papierosa.
-Jak zwykle twoje miejsca są zabałaganione… Mmm…
Zaśmiał się cicho rudowłosy, którego policzki momentalnie spłonęły rumieńcami, gdy szczęśliwy zamykał oczy, przypominając sobie wczorajszą noc. Mello tego nie skomentował, tylko siedział na skraju łóżka, odziany już w swoje skórzane spodnie, plecami do brązowookiego.
-Jeśli pozostaniemy tutaj…
Uśmiechnął się Mail, wyjmując z ust peta i podpierając się na łokciach. Blondyn nadal nic nie mówił, patrząc w ziemię.
-To miejsce nie jest mi…
Mruknął, machając wcześniej zabranym, swoim krzyżykiem. Czerwonowłosy lekko pobladł, upuścił papierosa i z wytrzeszczonymi oczami patrzył w stronę chłopaka.
-Co? Teraz?!
-Chodźmy stąd, Matt. Spakować walizki. To miejsce stanie się niebem dla mnie…
Rudy już chciał coś powiedzieć, otwierając usta, ale blondyn znów mu przerwał, wstając i rozciągając swoje seksowne ciało. Krzyż już wisiał na jego nagiej klacie.
-Chodzi o to, Matt, że nasze niebo jest gdzie indziej.
Powiedział z usmiechem, kocim i pożądliwym wzrokiem patrząc w stronę Mail’a, a ręce trzymając za głową.
-Ahh… Mello…
Kącik ust poszedł mu drastycznie w górę. Ale na niedługo. Bo za kawałek znów mu mina zrzedła. Przytulił się mocno do lekko zdezorientowanego blondyna.
-Przykro mi, ale… Nie ma mowy bym pozwolił ci odejść po raz drugi…
Wyszeptał prosto do ucha młodszego, który nagle wtulił się mocno w tors rudego. Pozostali tak przez dłuższy czas. Tak, to miejsce było dla Mello piekłem. To był plac Mello. Ale on nie chciał tu zostawać, dlatego wolał rzucić kłamstwo. Nadal byli w siebie wtuleni, najmocniej jak potrafili.
-Witaj z powrotem… Mello…
-Tak…
Życie jednak nie jest takie złe, jak się chłopakom czasami zdarzało myśleć. Jest brutalne, owszem, ale ma pełno niespodzianek, dla każdego inną, niepowtarzalną. Oni już ten prezent dostali. Mają siebie. Nie kryją się z tym. I przede wszystkim się kochają. A to jest najważniejsze, bo „Miłość zawsze zwycięża„…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz