Zawsze patrzyłem z zazdrością, jak on cię dotykał, dziwiłem się że tak łatwo się dajesz. Pomiatał tobą, jednak ty nadal trwałeś w naiwnym przekonaniu o łączącej was więzi. O miłości. Nie. To tylko było pożądanie. Nie zauważałeś tego. Byłeś rudą dziwką w jego ramionach. Szmatą. A ja ciągle myślałem, jak zakończyć jego pasożytnicze życie. Racja, wyglądał delikatnie. Nie zaprzeczę. Lecz gdy przyjrzeć mu się bliżej… Punk. Menel. Pijak.
Nie mogłem zapomnieć wyrazu twojej twarzy. Gdy się przymilał. Nienawidzę go. Przepraszał cię, obiecywał poprawę. Kłamał. A ty tkwiłeś w tym kłamstwie razem z nim, to było bardziej praktyczne, siedziałeś w błogiej nieświadomości. Chciałeś czuć, że ktoś cię kocha. Nie zapomnę, gdy wszystko trysło jak mydlana bańka. Gdy sobie to uświadomiłeś. Gdy dotarło do ciebie, że on cię tylko wykorzystywał. Gdy z braku perspektyw…
-Jesteś moją dziwką, kurwo…
Syknął ci wtedy do ucha. Ty nie chciałeś. Bałeś się, a on zachowywał się jak chuj.
-Chciałbyś, żeby ciągle było tak miło i przyjemnie? Tylko całusy? Ja mam swoje potrzeby…
Z większym egoizmem się nie spotkałeś. Wyrywałeś się, krzyczałeś. On to skwitował ironicznym śmiechem, pokazywał ci, jak marnym zerem się stałeś. Jednak wygrał. Wsadził w ciebie przyrodzenie do samego końca, szorując tobą po szkle, które rozbiłeś. Pod koniec tylko udawany, czuły pocałunek i szept. Przesączony kłamliwym jadem.
-Jesteś śliczny. Pozwolę ci zostać moją dziwką, kochanie…
Tej nocy uciekłeś, błąkałeś się po ulicach. Usiadłeś na jednej z ławek w parku, z nadzieją, że cię nie znajdzie… Dostałeś sms’a.
„Zajebię cię, szmato… Mi się nie ucieka, zdziro…”
Olałeś tę wiadomość. Nie myślałeś nad niczym, tylko by usnąć… I najlepiej się nie obudzić…
-Witaj kochanie…
Ten znajomy, obrzydliwy głos budzi cię. Stoję za drzewem i przyglądam się zajściu. Nie mogę nic zrobić. Sam uległeś i dałeś się zaciągnąć w ten zaułek. Mroczny. Ciemny. Czekam, lecz nie mogę się powstrzymać. Idę spojrzeć. To co zrobiłeś jest chore. Jego porcelanowa skóra jest poobijana, rozerwana w wielu miejscach. Głośny jęk. Szarpie cię za włosy, po twoich udach płynie krew pomieszana z nasieniem. Jego. Nie wytrzymuję.
Tryska krew. Brudna, bo z tego skurwiela, jednak o kolorze twoich włosów. Patrzę na ciało Gaary, nadal sączy się krew. Rubinowa posoka mnie splamiła. Ciebie również. Leżysz w jeziorze krwi. A mnie korci pytanie, czemu zostałeś jego dziwką, dałeś się tak zeszmacić? Bo go kochałeś, teraz to wiem. Kochałeś jak ja ciebie. Kładę na twoich zimnych wargach pocałunek. Delikatny. Nie żyjesz, wiem to. Jednak chcę odejść z tobą. Chwiejąc się, podchodzę do niego i wyciągam nóż z piersi, a jego krwią piszę AI. Tak, Sasori, ja, Deidara, cię kochałem. Kładę się obok. Wiem, nie boję się. Ostrze przejechało po krtani.
Krew.
Pustka.
Śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz