sobota, 19 kwietnia 2014

Grell/Madara - Krzak dzikiej róży.

On był piękny. Widziałem go tylko raz. Przypominał różę. Nie… Cały krzak dzikiej róży. Czerwone płatki. Karmazynowe płatki, takie delikatne. Jak wsadzisz rękę głębiej, napotkasz kolce, które będą cię kuły, rozszarpią skórę na dłoniach. Ale i tak będziesz uważać ja za piękną. Taki był on. Tak. Szalony, dziki. Nieoswojony. Nie należący do nikogo. To był Grell – mroczny Shinigami.
  Znów przyglądałem się swojemu obiektowi westchnień.
 
„Zwróć na mnie uwagę. Proszę…”

  To nie pomagało. On uganiał się za lokajem, niejakim Sebastianem. I przełożonym. Nawet to, jak go traktowali, nic nie wskórało. Zmartwiony opuściłem głowę, pozwalając, by długie, czarne włosy przykryły mi twarz. Oczy szczypały. Tak dawno nie płakałem, mokre łzy spływały po policzkach i skapywały, wsiąkając w ziemię.

„Tak, miał rację. Świat jest padołem nieszczęść i płaczu…”

  Płakałem. Zostały mi tylko marzenia. Nic nie znaczące marzenia. Dlaczego to tak boli? Przecież zawsze byłem obojętny. Nie panowały we mnie emocje. Nie jak u niego. Całkowite przeciwieństwo mnie. Wstałem i żmudnym krokiem ruszyłem do domu, gdy kogoś dłoń w czarnej rękawiczce zacisnęła się na moim ramieniu.
-Madara Uchiha?
Usłyszałem go. Tak, to na pewno był on, lecz byłem niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Ręka puściła moje ramię. Słyszałem jak odchodził, stukając obcasami. Odwróciłem się i wyciągnąłem dłoń, chcąc go zawołać, ale znieruchomiałem. Obrócił głowę i uśmiechnął się w moją stronę, podążając za srebrno-włosym mężczyzną.

„Nigdy nie zapomnę jak się do mnie uśmiechnął…”

Mój dziki, nieokrzesany i niespełniony pączek róży. Tak… Odszedłem, wyobrażając sobie jak całuję go namiętnie w usta na pożegnanie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz