sobota, 19 kwietnia 2014

Break/Gilbert - Dearest.

-Posłuchaj… Obiecuję że dopóki tu jestem… Z mojej ręki nie stanie ci się krzywda…Jak ktoś coś ci zrobi bez twojej woli… Nie zawahaj się mi powiedzieć… Twój pan, przyjaciel zniknął, ale… Ale ja jestem z tobą. Zrobię wszystko by cię pocieszyć… Ale proszę… Nie płacz już…
Break, białowłosy mężczyzna, o jednym czerwonym oku, bladej cerze, z kukiełką na ramieniu i dziwnym stroju, tulił i uspokajał czarnowłosego chłopca. Próbował go uspokoić, ale na razie nie dawało to rezultatów. Gilbert był za bardzo zmęczony, potrafił tylko płakać. Przytulał się do torsu, jak to zwykł mawiać, Nii-san’a. Ubrany był jedynie w białą koszulę, na której zaciskał teraz rączki. Xerxes… Umiał dostosować się do każdej sytuacji. I to nie były maski tylko prawdziwe odczucia. Nigdy się z nimi nie chował. Kiwał się z Nightray’em na kolanach na boki, powoli go uciszając. Chłopiec usypiał. Break uśmiechnął się delikatnie.
-Nawet jakbym musiał… Zmarnowałbym całą energię dla ciebie… Przez przywołanie Szalonego Kapelusznika…
~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.
Wieczór. Noc. Gdy chłopak znów musiał opuścić „Ototo-san’a”. Musiał. Gdyby tak nie było, w życiu by go nie zostawił na JEGO pastwę. Pewnie znów wszedł do pokoju chłopca, śpiącego, niczego nie świadomego… Break nie mógł nawet o tym myśleć. Znów jutro spędzi cały dzień na pocieszaniu czarnowłosego. Tymczasem do pokoju złotookiego wszedł ON. Bez żadnych skropułów wdarł się we wnętrze dziecka. Bez przygotowania. Bez pobudki… Tak, właśnie wziął go gdy spał. Poruszał się szybko, ostro i gwałtownie, w tempie zabójczym dla kruchego ciałka. Starszy Nightray nie mógł nic robić. Tylko płakać i krzyczeć…

„Jak on mógł mnie zostawić? Obiecał że zawsze będzie blisko…”

Powtarzał na przemian tylko jedną i tą samą myśl.
~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.
Zostawił go. W końcu sobie poszedł. Zmęczony Gilbert leżał na łóżku z lekko rozkraczonymi nogami znów w tej białej koszuli. Obiecywał przecież że nic mu się nie stanie… Stało się. Ręką rozcierał nadal bolące miejsca: Podbrzusze, tors, plecy… Druga ręka leżała obok, bezwładnie, a po udach płynęła mieszanka spermy i krwi. Nie miał siły na nic. Z jego złotych, pięknych oczu wypływały kryształowe łzy, znacząc na drobnych, chudych, bladych policzkach mokrą ścieżkę, za każdym razem wsiąkając, znikając w kruczoczarnych włosach. Przejechał dłonią po ustach… Nadal czuł obrzydeznie do samego siebie, do tego obleśnego starucha… Jego zniszczona ręka, poobgryzane paznokcie, długa, ciemna broda i uśmiech szaleńca… Westchnął cicho, opanowując z lekka łzy.

„Gdzie jesteś, Nii-san? Już dawno powinieneś przy mnie być…”

Odkręcił się na bok, przyciskając ręce do piersi, podkulając nogi, chowając twarz w poduszkę. Gdy nagle kogoś dłoń, delikatnie położona na jego włosach, podciągnęła ją do góry. Zauważył Break’a. Swojego „starszego brata”. Wstał, chwiejąc się na nogach. Został złapany i przytulony przez czerwonookiego. Łzy znów zapełniły jego wspaniałe oczy.
-Co się stało? Czy ON…
-Nie, nie…
Wyjąkał, chowając wzrok. Xerxes odsunął go od siebie i czule pogłaskał po głowie.
-Nie musisz się bać. Mi możesz wszystko powiedzieć…
Szepnął, kucając przed nim.Chłopiec ze łzami w oczach popatrzył na szczerą, piękną twarz opiekuna. Zastanawiał się co powiedzieć, gdy… Wybuchnął jeszcze większym płaczem, krzycząc:
-ON mnie zgwałcił! Znów… Znów mnie zgwałcił… Nii-san! A mówiłeś… Obiecywałeś…
-Spokojnie… Już, spokojnie…
Break objął go w pasie, przytulając do siebie tak, że każda część ich ciała się ze sobą stykała. Musnął delikatnie ustami, jak skrzydło motyla, wargi chłopca na uspokojenie. Gdy ten położył ręce na torsie starszego, rękaw koszuli nieco się zsunął, ukazując na nadgarstkach ślady po sznurach.
-Tym razem cię nie opuszczę… Ale idź spać… Jesteś wycieńczony…
Szepnął mu do ucha. Chłopiec się posłuchał i położył. Białowłosy czekał, aż właściciel kruczoczarnych włosów uda się do krainy Morfeusza, po czym sam wstał i wyszedł z jego pokoju.
Trzy godziny później…
Chłopiec się budził. Zauważył że przytula do piersi jakieś pudełeczko. Otarł szybko łzy i odsunął je na pewną odległość, trzymając w jednej ręce. Dopiero teraz rozpoznał, że to pudełeczko od Break’a. Mimowolnie na jego usteczka wpełz delikatny uśmiech. Była tam nalepiona karteczka z uśmiechniętą buźką.
-”Możesz na mnie polegać… Tej nocy cię nie zostawię.”
Przeczytał szeptem. Potrząchnął pudełeczkiem. Gdy je otworzył, ze środka wyleciały dwa cukierki. Całe było nimi zapełnione. Powoli je zjadał, wyobrażając sobie w tej chwili, jak smakują usta Nii-san’a.
~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.
Tej nocy wszystko miało być jak poprzedniej. Tyle że… Że zanim się to wszystko skończyło, do pokoju, przez balkon, wszedł uśmiechnięty Break. Nie bał się. Nie bał się tego człowieka, który krzywdzi Gilberta. Zdjął z głowy kapelusz, kłaniając się. Czerwone oko zabłysło w ciemności. Czerwony Duch… Tak go kiedyś nazywano. Radosnym głosem i z lewokątnym uśmiechem powiedział…
-Jestem Xerxes Break.
Po czym wszystko dla gwałciciela się zakończyło. Usiadł obok chłopca, już nie wyglądał strasznie. Uśmiech zbladł, w oku, w którym lśniły łzy, wyczytać można było ból i samowinowajstwo.
-Ja… Przepraszam… Znów cię zawiodłem…
Powiedział szeptem, wychodząc z pokoju i zostawiając śpiącego chłopca samego.
~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.
Rano. Gilbert znów sięgnął po pudełko z cukierkami. Zostało ich tylko kilka, Zjadł jednego, po czym zamknął opakowanie i odstawił, zwijając się w kłębek i płacząc. Nadal w tej pozycji oglądał swoje poranione sznurami dłonie, dotykał, ściągał resztki nitek, sznurków, jakie jeszcze tkwiły w jego dłoniach, z każdym takim ruchem powiększając swój płacz.
-Nii-san…
Wychrypiał, podnosząc się i wsadzając cukierka do ust. Popatrzył tępo w ścianę, po czym znów zwalił się do pozycji kłębkowej, łapiąc się za włosy i wybuchając histerycznym płaczem.

„DLACZEGO?! NII-SAN, DLACZEGO?! OBIECYWAŁEŚ… UFAŁEM CI!”

Schował się pod kołdrę. Drzwi się otworzyły, a do pokoju weszła dobrze znana mu postać. Jego „starszy brat”. Podszedł bliżej jego łóżka. Break, jak zwykle uśmiechnięty, pokazywał światu swoje białe zęby, które nie jedną istotę oczarowały. Chłopiec spał. Xerxes zamknął oko i ściągnął z niego kołdrę.
-Wstawaj…
Mruknął, lecz mina momentalnie mu zrzedła, gdy zobaczył jak urządzony jest brunet. Przejechał palcem po wyschniętej ścieżce łez, delikatnie budząc tym samym chłopca. Gilbert odkręcił lekko głowę z otworzoną buzią. Białowłosy spojrzał na niego lekko przestraszony, potem uśmiechnął się delikatnie.
-Chodź… Pomogę ci…
Podniósł go i wyjął z pudełka dwa cukierki. Jeden wsadził do swoich ust, a drugi podał dziecku. Młodszy się lekko zarumienił i z zamkniętymi oczami zaczął ssać słodycz. Chłopak wziął go na ręce i powędrował w stronę łazienki. W wannie była już dostateczna ilość wody. Rozebrał go z ostatniego skrawka stroju – białej koszuli – i włożył do wanny. Jedną ręką oplótł kruche ciałko czarnowłosego.
-Nii-san… Kochasz mnie…?
Spytał cichutko, patrząc na opiekuna złotymi oczami, w których nie ukrywał ani smutku, złości czy innego takiego uczucia. W nich była nadzieja. Pokrył się drobnym rumieńcem, otworzył lekko usta, a z oczu znów znów zaczęły wypływać łzy. Popatrzył na swoje ręce, po czym jedną z nich oparł na głowie, kierując wzrok na Break’a. Ten z kolei uśmiechnął się delikatnie.
-No powiedz mi… Powiedz mi czy ja cię kiedykolwiek skrzywdziłem?
-N… Nie…
-To nie udawaj że nie wiesz. Powinieneś wiedzieć jak wielką darzę cię miłością.
Wypowiadał te słowa z zamkniętymi oczami, ale po chwili je otworzył. Chłopiec znów płakał, trzymając się dłońmi za policzki, czoło zakrywała mu gęsta grzywka.
-Coś… Znów się stało?
Zapytał Xerxes z troską widoczną w spojrzeniu. Nie uzyskał odpowiedzi. Chłopiec szybko przyciągnął go do siebie, tuląc głowę w jego tors, podnosząc jedną ze swoich rąk do grzywki, odsłaniając ją.
-Powiedz… Brzydzisz się mnie?
-Nie, kochany. Nawet tak nie myśl…
Odpowiedział z smutną czy poważną miną czerwonooki. Gdy Gilbert znów płakał mu w koszulę… Po prostu pogłaskał go po włosach i także objął go dłońmi. Nightray zaczął wycierać szybko skapujące łzy. Czerwony Duch przeczesał mu włoski, pocałował w czoło i mocniej w siebie wtulił.
-Ja… Ja tęsknię za paniczem Oz’em…
-On wróci. Zobaczysz. Znajdziemy go.
Zapewniał dziecko i z delikatnym uśmiechem przejechał palcem po pozostawionej przez panicza szramie na brzuchu i klatce piersiowej. Wyciągnął złotookiego z wody, kładąc go na podłodze, wycierając łzy, które wydostały się po raz kolejny z oczu Gilberta. Klęknął przy nim i zaczął go wycierać. Sam przez te rany nie mógł by sobie dać rady. Szturchnął go w nosek. Zaśpiewał coś, przy czym ciągle płaczący zrobił duże oczy i się zarumienił. Gdy ten skończył, nadal rumiany pierwszy raz tego dnia zaczął się śmiać. Siedzieli tak przez dłuższy czas, białowłosy trzymał to małe ciałko w objęciach. Aż usnął. Wtedy opatulił go w ciepły ręcznik i poszedł w kierunku jego sypialni. Przebrał w piżamę, położył na łóżku i przykrył, rękę z ręcznikiem trzymając za plecami. Przejechał palcem po jego rumieńcach, po czym wyjął z kieszeni cukierki i wysypał je na łóżku Gilberta.
~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.~~.
Ranek. Gilbert powolutku otwierał oczka i w pozycji siedzącej nawet się nie rozejrzał, kiedy doznał szoku. Całe jego łóżko pokrywały słodycze. Nadal oblany delikatnym rumieńcem, wziął to pudełko, które rozpoznał. Było pełne cukierków, a na przodzie znów wisiała karteczka.
-”Nie martw się. ON już nie będzie cię nachodził. Możesz spać smacznie, a ja z całą Pandorą zajmiemy się poszukiwaniami Oz’a. A poza tym… Smacznego. Nigdy cię nie opuszczę. Twój Nii-san.”
Przeczytał na głos. Rumieńce się powiększyły, a on, tuląc to pudełeczko, zamknął ślipka, znów się uśmiechając. Szczerze uśmiechając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz